wtorek, 29 lipca 2014

Two Project - część 2 - Historia Ariaki i Jeshiego.

Witam Was bardzo serdecznie.

Pewnie sądziliście że już sobie tego bloga odpuściłem,lecz jednak nie :) Z powodu braku czasu ostatnio nie wrzucałem nowych postów,i kolejne postaci będą prawdopodobnie jutro.Ale żeby umilić jakoś ten czas wrzucam dzisiaj kolejną porcję opowiadania. Miłej lektury :)


Makoto,będący blisko swego domu rozmyślać nad tym,jak to wszystko będzie wyglądać.Czy radę zapoczątkować przyjaźń z dwójką nowo poznanych osób i czy poradzi sobie z samą grą.Na następny dnia Yoru,Ariaka i Kin cała trójka spotkała się w tym samym miejscu,gdzie się rozeszli.Można by z ich twarzy wyczytać że są bardziej pozytywnie do siebie nastawieni.Gdy zetknęli się pod koroną drzewa,Yoru od razy ich przywitał:
- Cześć Arieka,witaj Kin.
Chłopiec westchnął,a to dlatego że często mylą jego imię.
- Byłeś blisko. - dodał - I co?Dotrzymaliście obietnicy?
- No tak,tak jak prosiłeś nie sprawdzałam,spytaj lepiej Yoru. - dopowiedziała Kin
Wspomnianego zdenerwował fakt,iż ona nadal się jego czepia.
- No ja tak samo nie sprawdziłem. - wybronił patrząc zimnym i lekko wnerwionym wzrokiem na Kin - Jak ktoś o coś mnie prosi no to ja to robię.
- A zakupy? - zaśmiała się
- Wiesz że to nie twój interes?
- Teraz sam sobie zaprzeczyłeś.
- Dobra może wystarczy tej kłótni,co wy na to? - zawołał Ariaka
- No dobrze....ktoś z was wie jak tego się używa? - spytał Yoru oglądając sprzęt
- Z tego co czytałem to trzeba go założyć na siebie.Na rękę,szyję,na ramię czy gdzie tam się chce.
Więc tak zrobili,założyli sprzęt na nadgarstek,jako naszyjnik i na ramię.
- I co dalej? - spytała Kin,przypatrując się swojemu nowemu naszyjnikowi.
- Teraz chyba musimy... - zaczął chłopiec
Yoru i Kin widzieli,że on czuł się przez chwilę lepszy,wiedząc co robić.Lecz od tego momentu wiedzieli już,że Ariaka nie ma pojęcia co robić.
- Aha,czyli już dalej nie wiesz,zgadza się - zadał pytanie Yoru
- Tak. - wyszeptał,nie chcąc się przyznać. - Ale z tego co pamiętam,to mówili,że trzeba się przez to w jakiś tam sposób zalogować.
- Wygląda na to,że po prostu będziemy mogli grać poza domem.
- To my chyba ani nie zagramy u nas naszymi awatarami,ani też tam nie wejdziemy.Możliwe że to jest jedynie chwyt marketingowy i tyle. - stwierdziła Kin
- No nie wiem.Sprawdzimy zobaczymy. - rzekł chłopiec
Całej trójcę udało się zalogować.Gdy minęła jedna sekunda,ręce Ariaki,Yoru i nawet strój Kin rozpoczęły błyszczeć ogromnym światłem.Natomiast gdy światło odstąpiło,w rękach Ariaki pojawiły się kontrolery do dwóch ogromnych marionetek przypominających biedronkę i motyla.Przed postacią Makoto stanął jego wymarzony Saber,lecz ubiór Kin przemienił się w czarną zbroje rycerza.Dopiero kiedy to wszystko się przed nimi ujawniło,ci nie wiedząc co w takiej sytuacji zrobić,zaczęli biec z krzykiem i później schowali się za drzewem.Krzyki całej trójki sprawiał u Sabera ból uszu.
- Rany,ale oni się wydzierają. - rzekło stworzenie.Następnie patrząc przez parę chwil na ludzi, szeroko roztworzył oczy z powodu niewiedzy gdzie się obecnie znajduje. - Hej,wie ktoś gdzie my teraz jesteśmy?
Natomiast troje graczy nadal byli w szoku.Bali się,że kot z mieczem na ogonie i dwie ogromne marionetki zrobią im krzywdę.
- Głupki!Co to jest to coś?! - warknęła Kin
- Myślisz że my niby wiemy?! - odpowiedział pytaniem na jej pytanie Ariaka
- No to raczej powinniście wiedzieć.Bo w końcu to od was się to pojawiło.
- A ta twoja zbroja to też niby nasza wina?
- No a kogo innego?
- Ten z mieczem to Saber,znany w Two Project jako jeden z Jaguarów Miecza. - wyjaśnił Yoru,chowając się w krzakach. - Biedny pewnie myśli że teraz jest na nowej arenie...
- Ty to będziesz prędzej biedny jak on cię dopadnie. - poprawił go Ariaka
- A te dwa dziwne ogromne stwory to już nie wiem co to jest... I czemu one są połączone nićmi z twoimi kontrolerami to...
- To są pewnie marionetki nie do rozwoje jedne. - burknęła Kin
- W sumie racja...zapomniałem że w grze ich używam...heh - stwierdził Ariaka,śmiejąc się sztucznie.
Kin,widząc jego reakcje,a także że oni na początku nie wiedzieli co to jest,a potem sami się do tego przyznali,załamała się.
- Ale zaraz skoro mój Saber tutaj jest... - zaczął Yoru
- Jaki znów twój? - burknął wspomniany
- I także moja broń tu jest,to co może znaczyć fakt,że ty jesteś inaczej ubrana? - dodał Ariaka
- Na dodatek ta zbroja jest o wiele lepsza niż twoja ciuchy. - rzekł śmiejąc się Yoru
Wtem Kin się zezłościła,skierowała rękę utworzoną w pięść i gdy krzyknęła: Ty-!W tym momencie stal,chroniąca jej prawe ramię,zaczęła się rozciągać i poprzez swoją niepowtarzalną długość,uderzyła Yoru w brzuch,wywalając go w kierunku Sabera.Ten zaś schylił swoją głowę ku niemu i zaczął go obwąchiwać.Yoru z lęku,że ten coś mu zrobi,zaczął się trząść ze strachu i próbując cokolwiek powiedział,pisknął tylko:Zróbcie coś....ludzie...ja was błagam.
Kin nie mogła uwierzyć w to że jej nowy ubiór dał radę wyrzucić Yoru parę metrów dalej.
- Co to....było? - wyjąkała
- Jak ona to zrobiła?Czym jest ta jej zbroja? - spytał w sobie Ariaka - Czy damy radę opanować takie moce jak jej?
Chłopiec,patrząc wciąż na zbroje Kin,postanowił wypróbować swoje nowe marionetki.Ciągnąc oba krzyże,spowodował,iż jedna ruszyła w kierunku w Yoru,a druga wzleciała ku górze.Ariaka,nie wiedząc jeszcze jak nimi można walczyć,przypadkowo nakierował je wrogo na Makoto i także na siebie.Siedemnastoletni chłopak,widząc nacierającą na niego ogromną marionetkę,prędko złapał miecz z ogona Sabera i odbił im pędzącą metalową biedronkę.W ten sposób na Ariake nacierały aż dwa metalowe stwory.Fakt,że chłopca chcą zaatakować bronie jego awatara z gry,nie jest jedynym problemem.Yoru,trzymając olbrzymi miecz Sabera,wywołał na swojej prawej ręce czarne tajemnicze znaki sprawiające mu ból,na tyle potężny,że aż zaczął się tarzać ledwo łapiąc oddech.
- Yoru! - zawołał zmartwiony Ariaka
Lecz zapomniał o tym,że ustawił swoje marionetki przeciw sobie.Kin,widząc że chłopca bardziej obchodzi to,co się dzieje z Yoru,niż sytuacja,w której się znajduje.
- Ariaka uważaj! - krzyknęła w jego stronę
Wołany poprzez krzyk dziewczyny ocknął się niestety w nie odpowiednim momencie.Obie ogromne maszyny podłączone do jego kontrolerów były na tyle blisko,że nie zdążył by zrobić jakiegokolwiek uniku.Jedynie jego źrenice przyjęły formę dwóch małych kresek.W czasie,gdy Ariake a marionetki dzieliły co najmniej dwa metry,z góry ukazała się postać,która odkopnęła metalowe stworzenia.
- Mówiłem ci żebyś uważał. - rzekła postać,która obroniła chłopca,jednocześnie stając na nogi.
- Jeshi-san.Dziękuje za ratunek.Ponownie z resztą. - odpowiedział uradowany Ariaka
- No jak zawsze.W zamian przez cały tydzień będziesz sprzątać w łazience.
- Dobrze...dobrze...
Następnie Jeshi podbiegł do Yoru,po czym wyrwał mu z ręki miecz Sabera.Od tej chwili z ramienia chłopaka zniknęły wszystkie czarne podejrzane symbole.Później natomiast skierował swój zimny wzrok na Kin,potem na Ariake i znowu na Yoru.
- Czyli dopiero zaczynacie...Czyli Ariaka mówił prawdę - powiedział Jeshi,składając swoje ramiona.
Wtem Makoto wstał i widział stojącą przed niego postać.Był to wysoki mężczyzna z fioletowymi źrenicami,granatowymi włosami związanymi w mały kucyk,lecz lego grzywka przykrywała całe czoło,uwydatniając oczy.Ubrany był w białą koszulę z podwiniętymi rękawami,czarną zapiętą kamizelkę i rubinowy krawat.Posiadał także białe rękawiczki sięgające do nadgarstków,czarne spodnie i wypastowane czarne buty.Patrząc na Yoru chłodnym wzrokiem podał leżącemu rękę.Makoto gdy był już na nogach nie pewnie powiedział:
- Dziękuje za pomoc. - mówiąc to podał mu rękę na znak zgody.
- Nie ma sprawy.Jeśli Ariaka sprawiał jakiekolwiek problemy to od razu w jego i w swoim imieniu przepraszam za całą sytuację. - rzekł robiąc ukłon w stronę Yoru.
- Nie było tak źle.Jeshi,tak?
- Jestem Jeshi Morita.Miło mi was poznać. - powiedział,robiąc ukłon w ich stronę.
Wtedy Kin podeszła do nich nie pewnym krokiem,bo była przekonana,że znowu uderzy kogoś swoją zbroją.
- Jesteś starszym bratem Ariaki? - spytała
- W pewnym sensie.Jestem jego opiekunem prawnym.
- Opiekunem prawnym?
- No wiesz..tak się mu ułożyło życie.
Gdy Jeshi o tym wspomniał na twarzy Ariaki ujawniły się odznaki smutku i powoli jego warga zaczęła drżeć do płaczu.Osiemnastoletni Morita,widząc jego reakcję zapytał go:
- Powiedzieć im?
Ten kiwnął na znak,że tak.
- Rozumiem.
Yoru prędko zaciekawiła ich historia,lecz gryzła go obecność Sabera a także marionetek Ariaki.Podchodząc powoli do czarnego stworzenia,rzekł nie pewnie:
- A oni tak teraz będą siedzieć przez cały ten czas?
- Są dwie opcję że ich się pozbyć:pierwszą jest żeby się wylogować z gry,a druga to wchłonięcie ich.
- odpowiedział Jeshi,stojąc do niego tyłem
- Wchłonąć?W jakim sensie?
- Jakbyś pochłaniał część siebie.
Yoru wtedy osłupiał,nie mogąc zrozumieć słów Jeshiego.
- Że... co?
- Ariaka znalazł sobie ciekawych znajomych...Zrób to co mówię,czyli podejdź do Sabera i powiedz coś w stylu:Wracaj,powrót lub coś innego. - westchnął
Yoru postanowił zrobić to,co powiedział Jeshi.Więc podszedł do zwierzęcia mającego na swoim ciele ogromny miecz.Saber zaś nie zwracał na niego żadnej uwagi.Będąc już blisko,stworzenie spojrzało na chłopaka zimnym spojrzeniem,na tyle chłodnym,że Makoto przeszły po całym ciele ciarki.
- I co się tak boisz?Nigdy nie widziałeś kota z mieczem? - spytał Saber
- No z mieczem jeszcze nie miałem okazji. - odpowiedział,stojąc w bez ruchu.
- No to teraz taką masz.
- A wiesz że teraz znajdujesz się w realnym świecie?
- Że niby gdzie?
Kin i Ariaka,widząc ich dość łatwo prowadzoną rozmowę,nie mogli uwierzyć w to,że takie stworzenie nie zaatakowało jeszcze człowieka kategorii Yoru.Lecz można było już wywnioskować od patrzenia na nich,że prędko złapali ze sobą kontakt.
- Czyli ja cały czas byłem w nie istniejącym świecie? - kontynuował Saber
- No w sumie..
- No rozumiem.To mogę już wrócić do swojego stada?
- Stada?
- Tak.Pewnie wiesz kto to jest Blue (czyt.Blu) Onsen, Ninfa i tak dalej.
- Wiem kim oni są.Tylko że to twoja rodzina czy coś takiego?
- Ta banda kretynów?Ha!Chcieli by.Oni są moimi znajomymi. - wyjaśnił Saber - To mogę wracać?
- No czemu nie. - odpowiedział Yoru
- Fajnie.
Następnie stworzenie w zbroi powoli zmieniało się w czarną chmurę dymu.Wszyscy obecni szeroko roztworzyli oczy,patrząc na całą tą sytuację.Lecz gdy Saber w formie gazowej ruszył w kierunku serca młodego Makoto,wchodząc w jego ciało,Kin,Ariaka i nawet Jeshi osłupieli.
- Jak...to...ale że...ja- co?! - wyjąkali Ariaka wraz Kin
Morita,widząc jak ci na to zareagowali,starał się to jakoś im to wytłumaczyć,lecz nawet i jemu to się nie udało.
- No wiecie...bo on i...On się zmienił bo... - wypowiadał Jeshi,nie wiedząc jak to im wyjaśnić.
- mówił sam sobie przerywając
- Dobra,to raczej teraz nie jest ważne. - powiedziała Kin - Teraz to może nam opowiesz tą waszą historię,jeśli można o nią prosić.
- No zgoda. - odpowiedział
Następnie Jeshi poprowadził ich pod koronę drzewa,gdy pod nią usiedli to wtedy rozpoczął opowiadać:
- Jak wspominałem jestem jego opiekunem.Poznaliśmy się dziesięć lat temu,chodząc po kładce która była najłatwiejszą drogą do mojego i jego miasta.Ja,mając osiem lat,już sam wracałem od szkoły do domu.Tamtego dnia wymieniali barierkę,która nie pozwała by niskim ludziom obserwować jeżdżących pod nimi pociągów.Będąc jeszcze dzieckiem,też chciałem je zobaczyć z innej sperspektywy.Innymi słowy,szedłem na krawędzi.Idąc tak,natrafiłem na małego chłopczyka,czyli Ariaka który wymachiwał sobie nogami.Nie znałem go jeszcze więc,nie wiedziałem ile on ma lat albo co on tu robi.Więc spytałem go:
- Co ty tu robisz?
Mały Ariaka odpowiedział mniej wyraźnie:
- Czekam na pociąg.
- Ale że sam?Gdzie twoi rodzice?
- Nie wiem...Wszyscy mi mówią że mnie zostawili na pastwę losu.
Młodego Jeshiego zaskoczył fakt,że on na taką małą osobę potrafił tyle zrozumieć.Drapiąc się po głowie zaczął przelatywać go z wzrokiem,i jedyne co było charakterystyczne to było to,że na metce bluzki był znaczek logo pobliskiego domu dziecka.Doszedł on do wniosku,że najpewniej mały chłopiec uciekł z stamtąd i teraz go szukają.Lecz po wyrazie twarzy Ariaki można było wyczytać,że on wolałby siedzieć i patrzeć na pociągi całymi dniami,niż tam przesiadywać.Mały Jeshi,wiedząc że musi już wracać do domu podszedł do jakieś wyglądającej na miłą rodziną,i poprosił ich oto by małego chłopca odprowadzili do domu.Gdy zaczął takich szukać z nadzieją że tacy przejdą po kładce,bardzo młody Ariaka zrzucił się wprost na tory.Kątem oka Jeshi zauważył to i od razu rzucił się w jego kierunku.Szybko złapał go za rękę i ogromną pretensją warknął:
- Co ty,do cholery,wyprawiasz!?
Próbujący popełnić samobójstwo nie odezwał się ani słowa.Gdy już oboje stali na kładce,Jeshi bez wahania złapał go za rękę i prowadził szybkim krokiem w kierunku jego domu dziecka.Młodszy z nich zapytał z smutnym spojrzeniem:
- Dokąd mnie prowadzisz?
- Odprowadzam cię do twojego domu.Tam chyba nie będziesz miał takich myśli.
- Ale ja tam nie chce.
- Ale tam będziesz bezpieczniejszy niż na przykład przed chwilą.
- Ty nie masz pojęcia jak to jest...
Jeshi,słysząc to,zatrzymał się i odwrócił w jego stronę z bardziej przyjemniejszym z wzrokiem.
- Co masz na myśli? - spytał
- Ciekawe czy tobie się podobało jakby nikt wyłącznie tobą się nie interesował.
- Czyli chciałbyś żeby ktoś myślał tylko o tobie?
Ariaka,nie patrząc na niego,kiwnął głową.Ten chwile pomyślał drapiąc się po swojej brodzie.Po paru chwilach spytał uśmiechnięty:
- Lubisz słodycze?
- No...a co?
- To masz warta bo przy sobie mam parę drobniaków,na tyle,że spokojnie dla ciebie wystarczy.
Potem oboje poszli do najbliższego sklepu ze słodyczami,kupili parę smakołyków i następnie kontynuowali rozmowę.
- To jak się nazywasz? - zapytał starszy,mając w ustach lizaka.
- A czy to ważne?
- No jak chcesz kogoś poznać o imię jest niezbędne.To?
- Ariaka...
- Ariaka?Całkiem ładnie jak dla dziew-chłopca.
- No może i ładne.Każdy chłopiec w domu dziecka posiada imię składające się z słowa ''mrówka'' i nazwy jakiegoś koloru.Ja mam czerwony i akurat to mój ulubiony kolor.
- Dobrze wiedzieć.
- A ty jak się nazywasz?
- Jeshi Morita.Miło mi cię poznać.
- Ciebie tak samo miło,Jeshi-san.
- Może być tylko Jeshi.
- Masz rodzinę?Mamę,tatę? - zapytał ponownie swoim smutnym tonem.
- Ojciec chrzestny się mną opiekuję.
- To ty też nie masz rodziców?
- Mam rozwiedzionych,jeśli wiesz co to znaczy.
- No wiem,ale to czemu nie mieszkasz u jednego z nich?
- Nie chciałem żadnego faworyzować,bo oboje kocham tak samo.Poza tym mój chrzestny mieszka w tym mieście,gdzie chodzę do szkoły którą chciałem skończyć.
- Czyli masz lepiej ode mnie...
- Oj nie sądzę...gdy chce się z obojgiem na raz spotkać to jedno z nich nie ma czasu,albo nie chce przychodzić z powodu drugiego rodzica.
- I tak to lepsze niż nie mieć nikogo.
- Teraz tego może nie rozumieć,ale gdy dorośniesz to może będziesz wiedzieć co mam na myśli.
Po tej rozmowie dotarli do domu dziecka Ariaki.Gdy weszli do środka od razu podeszła do nich właścicielka budynku.
- Ariaka!Kochany mój chłopcze!Gdzieś ty się podziewał? - zawołała
- Byłem na mieście...chciałem troszkę po zwiedzać okolice...
- Żebyś ty wiedział jak ja się o ciebie martwiłam.Chciałam już policje wzywać!
- Ale nie było by takiej potrzeby.Ariaka bawił się w parku tuż obok więc tylko by pani zawróciła głowę za dużym władzom. - rzekł Jeshi,lekko klepiąc chłopca po głowie.
- Ale nie sprawiał żadnych kłopotów?
Po tym,gdy opiekunka powiedziała te słowa,zmartwił się że Jeshi powie o próbie samobójstwa.
- Ariaka?A skąd! - zaprzeczył Jeshi - Jak na razie to najbardziej normalny i fajny dzieciak jakiego do tej pory spotkałem.Chciałbym mieć takiego młodszego brata.
Osobę,która była tematem rozmowy,nie mogła uwierzyć w jego słowa.Przeczuwał że Jeshi mówi to tylko bo to by później nie było żadnych konfliktów.
- Słuchaj chłopcze,czy twoi rodzice nie chcieliby adoptować dziecka?
- Nawet coś ostatnio wspominali o tym.Zapytam się jak wrócę do domu.
- A jutro przyjdziesz? - spytał cichutko Ariaka
Pytany skierował na niego wzrok,klepnął go w ramię i śmiejąc się odpowiedział:
- No jasne że przyjdę.O to się nie martw.Niestety muszę już wracać więc do widzenia. - rzekł robiąc ukłon w ich stronę,następnie wychodząc z budynku.
I w ten sposób Ariaka i Jeshi zaczęli się zaprzyjaźniać.Morita zastanawiał się nad tym,jak zmienić życia małego chłopca na bardziej radosne.Doszedł on do wniosku,że najlepszym wyjściem było by adopcja małego Ariaka.Po głowie Jeshiego z każdą odwiedziną chłopca chodziły przeróżne pomysły,by małego Ariake wyzwolić z domu dziecka,i też przygarnąć go.Pewnego dnia ponownie Jeshi przyszedł w odwiedziny domu dziecka,lecz tym razem nie był sam.Wchodząc do jego pokoju,w którym poza Ariaką mieszkało jeszcze kilka innych dzieci,od razu zawołał swojego małego kolegę:
- Ariaka!Pakuj się.
Ten,siedząc przy oknie gdy usłyszał głos Jeshiego i na dodatek że ma się pakować,prędko zabrał się do czynności jednocześnie śmiejąc się ze swoich kolegów.Młodego Morite nie zdziwiła jego reakcja i gdy ten skakał po pokoju,wychowując do małego plecaka swoje rzeczy,ten śmiejąc się zapytał:
- Tylko niczego nie zapomnij.Przez przypadek nie zapomnij spakować szczoteczki do zębów.
- Tak jest Jeshi-san! - zawował uradowany
- Ile razy mam ci... a z resztą.
Widząc,jak mały Ariaka tryska radością,Jeshi nie poprawił go mówiąc:Nie mów do mnie Jeshi-san.
- Spakowałeś już wszystko?
- Tak,powinno być wszystko.
- To się teraz ładnie pożegnaj z kolegami i możemy iść. 
Ariaka z chytrym uśmiechem stojąc w stronę swoich ''kolegów'' krzyknął machając do nich ręką:
- Wreszcie jestem wolny!Na razie!
- Miało być ładnie,ale w sumie masz już rację.
Następnie, będąc już w mieszkaniu Jeshiego i jego opiekuna mały Ariaka nadal nie mógł uwierzyć w to że ma swoją rodzinę.Później natomiast gdy chłopcy siedzieli w kuchni i jedli przygotowane malutkie kanapeczki z serem.Opiekun,gotując wodę,powiedział:
- Jeshi,pamiętaj o naszym układzie.
- Tak pamiętam pamiętam. - odpowiedział chłopiec
- No wiesz że ja ci zaufałem.
- No rozumiem. - warknął Jeshi
- E...można wiedzieć o co chodzi? - spytał Ariaka
Starszy od niego chłopiec westchnął:
- Za parę lat kończy się prawo opieki mojego opiekuna nade mną.
- Jak to niby możliwe?
- Rodzice zbytnią nie lubią tego,że osoba z poza rodziny się mną opiekuje.Więc po przez sąd skrócili mu opiekę nade mną gdy będę na tyle duży,że będę mógł zarabiać.Czyli pozostało jeszcze osiem lat.
- To tak wolno?
- No ja też tego nie zbyt rozumiem.A żadne z nich nie miało by dla nas miejsca u siebie.
- Czyli co się z nami stanie?
- Za osiem lat będę mógł pracować.Co daje już nam jakiś mały fundusz.Dodaj także alimenty od obu stron to wtedy da się jakoś przeżyć.
- O kurcze.
- No widzisz,jakoś sobie poradzimy.
I tak oboje dokończyli rozmowę także kończąc śniadanie.W ten sposób zakończyła się historia z życia z dzieciństwa Ariaki i Jeshiego.Wracając do teraźniejszych czasów najnowsi znajomi młodszego chłopca z zaciekawieniem wysłuchiwali ich opowieści.Kin doprowadziła ją do ogromnego zdziwienia,a Yoru do płaczu.
- O rany...nigdy tak się nie rozpłakałem...nawet na pogrzebie chomika dawałem radę się powstrzymywać - rzekł Yoru,ocierając oczu z łez
- Wy i ty to na poważnie?! - spytała wszystkich Kin,nadal nie rozumiejąc całej tej sytuacji - Ten to się poryczał jak baba,a wy mi tu wmawiacie to że już zarabiacie pieniądze.
- No ale tak jest. - odpowiedział Ariaka
- Może przez tamten wczorajszy skok z wózkiem walnęłam się w głowę i teraz mam jakieś urojenia? - szepnęła do siebie
- Czyli znacie się już? - dopytał Yoru
- Dziesięć lat. - odpowiedzieli oboje
- A różnica między wami wynosi..?
- Cztery lata.
- To skoro Ariaka ma czternaście lat,to ty...
- Osiemnaście.
- To już do pracy poszedłeś?
- Czy ty jesteś jakiś głuchy czy co?
- Nie jestem, po prostu mnie to wciąż dziwi.
- To już dali ci robotę? - dołączyła Kin
- No dali już robotę dwa lata temu.
Kin i Yoru szeroko rozszerzyli oczy i otworzyli usta.
- Nie...nie gadaj.. - wyjąkali oboje
- To jest takie dziwne?Jeshi-san poszedł do pracy w wieku szesnastu lat. - wyjaśnił Ariaka
- Od tamtej pory mieszkacie we dwójkę?
Obu chłopaków te pytania z każdym zaczęły bardziej irytować,więc wybuchli krzycząc:
- Tak!
Stali się na tyle straszni,że Kin w lęku przed nimi schowała się za drzewem.Yoru,zaczął się zastanawiać nad tym,czy Jeshi jest graczem Two Project.Gdyby tak było,to by od razu doszło między nimi do starcia,sprawdzającego ich siłę.Lecz patrząc na ubiór Mority,bardziej był zdania,że ten jest bardziej zaprzyjaźniony z książką niż z komputerem.Ale Yoru,nie udając nikogo innego,postanowił się go zapytać,gdy nagle ekranu będącego na najbliższym budynku ujawniła się kobieta,mówiąca na temat Two Project:
- Witajcie drodzy gracze Two Project!Jeśli jesteście fanatykami przeróżnych zawodów związanych z naszą grą?Jeśli tak to zapraszamy was do Pierwszego Turnieju w Naszym Świecie!Jeśli jesteście małą paczką znajomych to to jest idealna okazja do ukazania się światu i pogrania w grę!Bardzo dziękujemy za uwagę!
Główna czwórka była tym zainteresowana,lecz też przerażona że będą musieli walczyć w formie swojego awatara.
- Pierwszy Turniej? - spytał Ariaka,wciąż patrząc na ekran
- Dość szybko na niego wpadli. - dodała Kin
Yoru,po obejrzeniu ogłoszenia,prędko odwrócił się w stronę Jeshiego i zapytał zadowolony:
- Chciałbyś być w drużynie?
- Co? - odpytał pytaniem na jego pytanie
- No czy ty byś chciał wziąć z nami udział w tym turnieju?
- ''Z nami''?
- No ze mną,Ariaką i Kin.
Wymienieni,sądząc że źle to zrozumieli,albo i też on pomylił osoby,postanowili patrząc na Yoru zapytać:
- Co takiego?
- No a macie inne wyjście?
- No nie wiem czy bym chciała z tobą zagrać w tej samej drużynie. - rzekła Kin
- To chcesz powiedzieć że masz już inną drużynę?
- W sumie to dla nas żadna różnica. - dodał Ariaka - Możesz sobie już iść.
- To masz inną? - powtórzył raz jeszcze Yoru z chytrym uśmieszkiem na twarzy
Kin nie wiedząc jak w takiej sytuacji odpowiedzieć,zaczęła się jąkać próbując przekazać że chciała by,żeby oni o nią prosili.Gdy ta nadal próbowała coś z siebie wyjąkać,wtem z korony drzewa dochodził kobiecy wyrazisty głos:
- Spokojnie chłopaki!Ja mogę ją zastąpić. - powiedziała zeskakując z drzewa
Była to ta sama dziewczyna,której dnia poprzedniego stoczył się wózek z zakupami prosto na bohaterów.Była to ciemno włosa siedemnaście-nastoletnia dziewczyna,lekkiej karnacji,brązowych oczach w charakterystycznej bluzce na wzór misia pandy.Za to jej włosy były związane w dość puszysty kucyk,a jej grzywka lekko opadała na jej lewe oko.Cała męska część ''drużyny'' była w lekkim oszołomieniu,lecz także pod wrażeniem:
- Ile..ty tam siedziałaś? - spytał ją Yoru
- Tak prawie dwie godzinki. - odpowiedziała drapiąc się po głowie.
- I ty słyszałaś całą naszą rozmowę? - dołączył Ariaka
- Tak.Także wysłuchałam waszej historii i też widziałam jak włączyliście swoje awatary.
- A można wiedzieć jak ty się nazywasz? - dopytał Jeshi
- Ona to jakiś szpieg chyba jest. - stwierdziła Kin,mówiąc do siebie w swojej podświadomości
- Ja jestem Zoey Laguna.A wy to Yoru Makoto,Ariaka,Jeshi Morita i też.. - odpowiedziała wskazując na każdego wymienionego palcem i wtedy zatrzymała się na drugiej w towarzystwie dziewczynie,Kin. - Gin? - spytała,próbując odgadnąć jej imię
- Kin. - odpowiedziała zażenowana nową koleżanką
- A nie Gin?
- Kin,tylko Kin.
- Byłam przekonana że Gin.
- Jakie znowu Gin?!
- No bardziej do ciebie pasuje.
- Ja jestem-
- Irytująca. - wtrącił Yoru - Ale to w końcu może przejdziemy do naszej drużyny?
- Ta kobieta nie powiedziała ile osób może być konkretnie w drużynie,ale za teraz możemy stać się taką małą paczką. - rzekł Ariaka
- Ariaka,żeby stać się paczką znajomych to byśmy musieli się znać dłużej niż dwie godziny. - dopowiedział Jeshi,burząc plany chłopca - Zauważ,że nawet jedna z tu obecnych nie może zapamiętać imienia tej drugiej.
Wtem wszyscy spojrzeli na Zoey,gdy ta poprawiała sobie włosy.Gdy poczuła na swoim ciele kilka par oczu,od razu spytała:
- Coś się stało?
- Tak jak mówiłem. - kontynuował Jeshi - Żeby stać się chociaż by znajomymi to wszyscy byśmy się musieli znać dłużej niż góra dwa dni.
- A ten wczorajszy zjazd wózkiem nie można zaliczyć do przygody w znajomości? - spytał Yoru
- Widzisz,Jeshi-san.Wygląda na to że tylko Zoey trzeba było bliżej poznać i ciebie jakoś wkręcić w towarzystwo. - zawołał Ariaka
- Znamy się już dziesięć lat i dopiero teraz zauważyłem że wszystko widzisz w pozytywnych barwach.
- No zawsze chce widzieć pozytywy.Nawet z wczorajszego zjazdu.
- Ciekawa jestem kto był na tyle nie uważny że nie widział jak wózek z zakupami sturlał się prosto na nas. - marudziła Kin,masując się po plecach
Laguna,obserwując ich rozmowę,przypomniała sobie że to przez nią cała trójka pędziła przez miasto.Ale,żeby się upewnić,spytała:
- To wy wczoraj zjeżdżaliście?
- Aha. - odpowiedział Yoru,kiwając głową.
- Bo tak się zastanawiałam kto zjechał w moich zakupach.Ale no nic.
Po tym,gdy Zoey wypowiedziała te słowa,Kin coś ruszyło.Zdała sobie wtedy sprawę,że świeżo poznana dziewczyna jest nie poważna i nie ostrożna,w tym co robi.
- Hej,Zoey.Możesz zostawić nas,czyli mnie z chłopakami,na chwilkę? - spytała z udawanym uśmiechem dziewczynę
- Aaa...już łapię. - odpowiedziała prędko odchodząc,i myśląc że ta druga chce chłopaków poderwać.
- O...łatwo poszło.. - wyszeptała do siebie
Następnie,gdy Laguna odsunęła się o dwa metry od Yoru i reszty,wtedy właśnie Kin zebrała pozostałych robiąc naradę:
- Hej słuchajcie.Ona jest jakaś nie poważna. - zaczęła
- Niby czemu?Tylko dlatego że nie pamięta twojego imienia? - spytał Yoru
- No od tego można zacząć.Ale poza tym chowa się po drzewach i jest nie uważna w tym co robi.
- To że chowa się w koronie drzewa,a my jej nie zauważyliśmy,to można jedynie oznaczać to że byłby z niej niezły szpieg.Także słyszała dobrze naszą rozmowę,czyli ma też dobry słuch. - dodał Jeshi
- Też jest ładna więc czemu jej miało by z nami nie być? - zapytał Ariaka - Ja,Jeshi-san i Yoru brzydcy nie jesteśmy więc ona plus my to wtedy powstała by ładna drużyna.
- Dobrze prawisz. - zaśmiał się Yoru,przybijając z chłopcem piątkę
- Ale ja sądzę,że ta nie jest zbyt poważna i może być niebezpieczna.
- Co jest niebezpiecznego w tym,że siedziała sobie na drzewie? - spytał Yoru
- No nie wiem,ale wciąż jestem zdania że to jakaś dziwna dziewczyna.
- Dziwna to ty momentami jesteś. - burknął Makoto
- Momentami?Non-stop! - poprawił Ariaka - Ale wracając do przyjęcia jej do drużyny,to kto jest za?
Wtedy wszyscy chłopcy podnieśli rękę,na znak że chcąc ją przyjąć.
- A kto przeciw?
Kin jako jedyna wyprostowała swoją rękę ku górzę.
- No Kin,system demokracji wygrał. - zaśmiał się Jeshi - Teraz ją zawołaj,i powiedz że chętnie MY ją przyjmiemy.
- Jak to my?
- No my.
Wtedy srebrno włosa podrapała się po głowię,nie wiedząc o co mu chodzi.
- My,w sensie takim,że ja,Ariaka i Yoru.
- Czyli tylko chłopcy. - wtrącił Yoru
- Bez ciebie. - dodał Ariaka
- Ale z was szowinistyczne świnie. - burknęła głośno Kin
Później Kin zawołała nie chętnie Zoey,po czym ta przyszła w pod skokach.Amaya,widząc jej kroki,powiedziała w swojej świadomości:
- Super,jakiś nie do rozwój.I te trzy głupki wolą ją zamiast mnie?
- I jak?Mówiłaś że chcesz być z nami w jednym teamie,jeśli dobrze zrozumiałem. - rzekł zadowolony Ariaka
- No tak,ale pod jednym warunkiem. - odpowiedziała zadowolona
Wszystkich zebranych zdziwiła wypowiedź dziewczyny.
- Czegoś tu nie łapię,mówiłaś że chcesz dołączyć. - powiedział zdziwiony Jeshi
- Mówiłam,że chce,ale chce się jeszcze z jednym z was zmierzyć w walce.
- O kim ty teraz mówisz?
- O Yoru.Walka jeden na jeden.Jak sobie z nim powalczę to wtedy dołącze.
Na twarzy Yoru Makoto od razu ukazał się szeroki uśmiech z zadowolenia.Od pierwszego spotkania z Saberem marzyła mu się prędko jakaś porządna walka.
- To Yoru?Co ty na to? - spytała,prowokując chłopaka.
Ten wtem wyszedł poza szereg.Następnie stanął na przeciw Zoey,i jak chiński wojownik kung fu wysunął w jej kierunku zamkniętą dłoń,przy czym ruszał palcami,na znak,że jest gotowy do walki.
- No to chodź śmiało! - zawołał 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz